22 stycznia 2014

O moim Dziadku...

Mój dziadek ze strony mamy zmarł gdy byłam w podstawówce jakoś w 4 klasie. Choć przez sześć lat swojego życia mieszkałam z nim pod jednym dachem nie było między nami szczególnej więzi. Dziś wiem dlaczego i wcale się temu nie dziwię. Tak miało być i nawet tak powinno być.

Natomiast sprawa z drugim dziadkiem ze strony taty ma się trochę inaczej. Tutaj byłam pierwszą i wyczekaną wnuczką :-) Uwielbianą przez babcię, dziadka, dwie siostry taty. Jednak w moich kontaktach z dziadkiem były niestety dwie "wyrwy". Gdy się urodziłam dziadek przebywał w Stanach Zjednoczonych, pojechał tam do pracy. Ja pamiętam go dopiero od czasu jego powrotu do kraju czyli miałam wtedy 3 albo 4 lata. Potem nastąpiły lata fajnych kontaktów, babcinych obiadów po szkole. A potem kolejna przerwa w bliższych kontaktach. Dość długa.... Gdy poznałam mojego męża chciałam/chcieliśmy bardzo odbudować więzi z moim dziadkiem. Po części się to udało, poznał Kacperka i Oskarka, swoich prawnuków. Jednak tego straconego czasu nie udało się odzyskać... więzi nie buduje się od tak, na to potrzeba czasu, wspólnych przeżyć, wspólnego czasu, a tego po drodze gdzieś zabrakło. Coś zostało na długo przerwane i po prostu nie ma siły żeby po latach to odbudować i żeby było tak samo. Więzi zawiązały się z kimś innym. Życie nie znosi pustki.
Ale i tak jestem dumna z tej minimalnej więzi, którą udało mi się ocalić, odzyskać przez te 6 lat wznowionych kontaktów. Jestem dumna z tego, że to podczas naszej wizyty u dziadków, dziadek wspomniał z wielkim uczuciem o swoim zmarłym przed laty pierworodnym synu. A zaczął tak "Nasz Jurek miałby dzisiaj....lat". Wtedy dogłębnie zrozumiałam co znaczy dla człowieka strata dziecka (nieważne w jakim wieku). Miłość do tego dziecka i żal po jego stracie zostaje w człowieku do końca jego dni. Muszę też wspomnieć, że dziadek był generalnie dość zamkniętą osobą, dlatego takie wyznanie było naprawdę "czymś", musiał czuć się przy nas dobrze i bezpiecznie. Poza tym był człowiekiem pogodnym i zupełnie nie konfliktowym. Nigdy nie widziałam, żeby z kimś się kłócił, albo nie słyszałam o osobie, której by nie lubił, albo ktoś nie lubił jego. I wizualnie miał coś w sobie z Wojtyły, a także z postury.



Wielkimi krokami zbliża się rocznica jego śmierci, w święta wspominaliśmy go. Wspominaliśmy również inne śmierci w naszej rodzinie, szczególnie małego brata mojej mamy jak i śmierć taty mojej mamy. To podczas tych wspominków mój tata dowiedział się o wspomnianej przeze mnie wyżej rozmowie z dziadkiem. On sam nigdy nie usłyszał od niego podobnych słów, ale to chyba takie naturalne, że nie dzielimy się z naszymi dziećmi tak trudnymi przeżyciami, chcąc im ich oszczędzić. Wbrew pozorom te nasze wspominki nie były smutne, a chyba nam wszystkim potrzebne. Takie oswajające z trudnym tematem sama nie wiem... Ale jakaś taka krzepiąca ta rozmowa była.

Mój tata cały czas przeżywa śmierć swojego ojca a mojego dziadka. Tym bardziej, że okoliczności jego śmierci były specyficzne, zmarł w szpitalu w dzień, w którym miał z niego wychodzić... I to mój tata miał go odbierać. Choć jest już oczywiście lepiej niż na początku, czas powoli zalecza rany.

I tak powoli zmierzam do moich przemyśleń, które dały początek temu wpisowi....
Pewnego razu lekarz dał mojemu dziadkowi około 8 lat życia ze względu na choroby jakie go dotknęły. I tak się właśnie stało. Dziadek zmarł dokładnie po 8 latach od czasu diagnozy i słów tego lekarza. I tak sobie myślę, że lekarze nie powinni konkretnie określać czasu jaki danemu człowiekowi pozostał... Jednych taka informacja zmobilizuje do walki i będą żyli dłużej niż dawali im lekarze, inni przyjmą to jako pewnik i w ich przypadku zadziała tzw. "samosprawdzająca się przepowiednia" . Wydaje mi się, że powinno być zakazane mówienie do ludzi chorych ile będą jeszcze żyli. Lekarz może powiedzieć, że jest źle...wiadomo... tylko ta prawda powinna zostać podana w jakiś taki neutralny sposób. Bo lekarz powinien sobie zdawać sprawę, że mimo wszystko to  nie on jest Panem życia i śmierci.
Dodatkowo przeczytałam wczoraj artykuł w "Z" z maja 2013 roku o mocy jaką moją słowa pt. "Wokół słowa". Słowa mogą mieć moc budującą i mogą mieć moc niszczącą. I również ten artykuł upewnił mnie w tym, że lekarz powinien używać słów przede wszystkim budujących, żeby samospełniająca się przepowiednia potoczyła się w pożądanym kierunku :-)

P.S. Taki bardzo osobisty wpis mi wyszedł. Ale musiałam...Przychodzą mi do głowy słowa piosenki "czasami człowiek musi inaczej się udusi". Tylko to mam na swoje wytłumaczenie.

28 komentarzy:

  1. Czasami trzeba z siebie "wyrzucic" by poczuc sie lzej...
    Bardzo mi sie podoba ten post...
    Mimo, ze mialam okazje poznac moich dziadkow, to niestety nie udalo mi sie zawiazac z nimi wiezi.
    Jeden zmarl jak mialam 5 lat- bardzo dlugo chorowal, a drugi 2 lata pozniej- nagle......

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Był nawet ok :-) Zakończył się bardzo dobrze, ze śmiechem na ustach :-)

      Usuń
  3. Piękny wpis. Przeczytałam z uwagą od początku do końca (a rzadko tak mocno zagłębiam się w blogowe wpisy). Dał mi do myślenia. Pozdrawiam Was serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Pozdrawiam ciepło i cieszę się że do mnie zajrzałaś :-)

      Usuń
  4. Bardzo ładnie to napisałać Dag....
    Przytulam

    OdpowiedzUsuń
  5. przeczytałam jednym tchem ten wpis... trudne te emocje, trudne te zdarzenia czasem potrzebne, czasem zupełnie nie.
    Ja byłam bardzo blisko z moją Babcią(od urodzenia mieszkaliśmy z nią). Traktowałam ją jak mamę. Zmarła 3 tygodnie przed narodzeniem się timków. (ja dowiedziałam się o jej smierci jakieś 2-3 tygodnie po urodzeniu się timków). W dzień śmierci Babci miałam sen. Przyśniła mi się w taki dziwny sposób. Pamiętam, że była to środa popielcowa. Ciężko mi chyba do dziś, że nie miałam szansy być na jej pogrzebie ani się z nią pożegnać. Chociaż trochę ten sen to jak pożegnanie. (nie mogę więcej pisać bo się poryczałam:/)ehs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ten sen na pewno był takim pożegnaniem. Babcia się z Tobą pożegnała, bo wiedziała, że Ty nie dasz rady. A Twoi rodzice nie powiedzieli Ci bojąc się o Ciebie i dzieciaczki ?

      Usuń
    2. tak, byłam wtedy na obserwacji w szpitalu 3 dni z wysokim ciśnieniem. Tak czy siak nie dałabym rade przylecieć do PL w 36 tygodniu ciąży bliźniaczej:/

      Usuń
  6. święte słowa, bo słowa to silny i skuteczny oręż, można nim niszczyć lub budować pod samo niebo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jakże rzadko zdajemy sobie sprawę z mocy naszych słów, prawda?

      Usuń
  7. Co oni tam wiedza, te doktory! Moja babcia miała żyć ze swoim nowotworem kilka miesięcy, a żyła jeszcze12 lat i zmarła na serce, nie na żadnego raka.

    Ściskam ręce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, do tego dochodzą pomyłki lekarzy....choć któż z nas się czasami nie myli?....

      Usuń
  8. ja pamiętam swoich dziadków przez mgłę. Zmarli jak miałam 7-8 lat. Za to mojego Grześka babusia która ma 80 lat jest dla mnie jak babcia i to jest piękne , że obca osoba tratuje Ciebie jak bliskiego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie męża babcia też ma prawie za wnuczkę, a moja babcia męża za wnuka :-)

      Usuń
  9. wzruszylam sie...ja moich dziadkow,ze strony mamy, widze raz w roku...ale dzwonie co tydzien by uslyszec ich glosy...wczoraj dzwonilam by zlozyc im zyczenia...babcia sie poplakala a dziadek jak zawsze zdziwiony byl,ze pamietam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a i kazal wracac "bo kto to widzial taki dlugi urlop sobie robic...ja tu...my znaczy tak bardzo tesknimy"

      Usuń
    2. Wspaniale, że utrzymujesz z nimi tak dobry kontakt pomimo dzielących Was kilometrów...

      Usuń
  10. mój dziadek umarł kiedy miałam dwa lata, w tym samym wieku mój syn żegnał mojego Tatę(...) Od momentu diagnozy do momentu śmierci Tata wywalczył niespełna rok. To był najważniejszy rok w życiu mojego syna. Pamięta Dziadka i wraca do tego, co z nim robił. Rozumiem Cię. Czasami człowiek musi inaczej się... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ważny rok, i dzięki temu jednemu rokowi Twój synek na zawsze zapamięta Dziadka :-) I to jest najważniejsze :-)

      Usuń
  11. Zaczytałam się i zadumałam nad tyloma ważnościami, o których wspominasz. Śmierć dziecka: moja ukochana babcia straciła syna (mojego tatę) gdy ja miałam roczek... Często z babcią rozmawiałam o tacie - ona zmarła, gdy miałam 18 lat i zastępowała mi tatę... .
    Pisząc o sobie, poruszyłaś wiele serc.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że podzieliłaś się swoją historią. Z jednej strony smutną z drugiej bardzo ciekawą.
      Pozdrawiam ciepło

      Usuń
  12. Coś w tym chyba jest - taka silna sugestia często wnika i faktycznie staje się samospełniającą się przepowiednią...niestety. Piękny wpis...pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Rzadko tak szczerze i otwarcie ludzie piszą w blogowym świecie, wzruszyłas mnie swoimi słowami .....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie oczyszczenie i wylanie słów na "klawiaturę" pomaga. W sumie mogłabym przelać je na papier, ale tak sobie pomyślałam, że może moja historia da komuś do myślenia, pomoże, uzmysłowi coś...

      Usuń

Dziękuję :-)

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails