Od początku naszej znajomości z mężem chcieliśmy mieć trójkę dzieci, jednak nie wiedzieć czemu zatrzymaliśmy się na dwójce, choć patrząc z perspektywy zrobiliśmy tylko dłuuugą pauzę ;-) Trzecie dziecko pojawiło się gdy mieliśmy już w miarę "poukładane" życie z dwójką synów, jednak cały czas w głowie kołatała się myśl o trzecim dziecku.
Pomimo codziennych trudów, padania na twarz wieczorami i totalnego braku czasu dla siebie teraz dopiero czuję, że moja rodzina jest kompletna. Wcześniej kogoś w niej brakowało. Naszego najukochańszego Wikusia po prostu :-)
Nie zapomnę nigdy połówkowego USG, szarpnęliśmy się i zrobiliśmy 3D ;-) Pojechaliśmy całą naszą rodziną, towarzyszyła nam tego dnia również babcia chłopaków, mama męża. Na początku do gabinetu weszłam sama, ale pod koniec badania dołączyli wszyscy... chłopcy dowiedzieli się, że będą mieli brata, mąż, że będzie miał 3-go syna, a teściowa 4-go wnuka. Nam dorosłym łezka zakręciła się w oku... wzruszenie ogromnie...
Spędzam teraz najlepsze chwile z moimi dzieciakami... z moją trójeczką... niech trwają wiecznie.....
Trochę żałuję, że nie uwieczniam tych wszystkich chwil na zdjęciach. Jednak przeważnie nie mam wolnej ręki bądź czymś jestem zajęta. Gdy cała trójka jest cały dzień w domu, to tyle się dzieje... ;-). A gdy Starszaki w przedszkolu, to staram się jak najwięcej z popołudnia poświęcić im, a nie robić jakieś zdjęcia ;-) Kolejna przyczyna jest prozaiczna. Ostatnio nad tym dumałam, że mam za ciemno urządzone mieszkanie, a dodatkowo jak narazie szara ta jesień i wieczory coraz wcześniejsze. (Chciałabym rozjaśnić jakoś mieszkanie, ale na razie nie mam pomysłu :-o Może znajdzie się tu jakaś dobra dusza, która by mi coś doradziła?)
Obecnie najważniejsze jest dla mnie przeżywanie tych chwil, a nie uwiecznianie ich na zdjęciach. Lubię patrzeć gdy trzej bracia się przytulają, lubię gdy Wiki sobie raczkuje obok chłopaków i zagląda co oni robią, lubię patrzeć na ich trzy głowy w coś bardzo zaangażowane (w sensie w zabawę, bądź w przypadku Wika w gryzienie różnych rzeczy). Na początku patrzyłam ze zgrozą jak Oskarek albo Kacperek biorą Wiktorka pod pachy i przenoszą go w inne miejsce jak przysłowiowy "worek kartofli" jeżeli im w czymś przeszkadza ;-) I to już uwiecznić kiedyś muszę :-) Lubię patrzeć na całą trójkę siedzącą w wannie podczas kąpieli. Lubię gdy Wiki zaśmiewa się z wygłupów starszych braci. Lubię gdy starsi chłopcy pomagają mi w przyrządzaniu kaszki dla Wiktorka i kłócą się który ma to zrobić ;-) Lubię gdy Wiki się rozpromienia się na widok chłopaków gdy obieramy ich z przedszkola. Zauważyłam ostatnio pewną prawidłowość: gdy jestem sama z Wikim w domu to potrafi być czasem nawet bardzo marudząco - jęczący ;-) Diametralnie się to zmienia gdy chłopcy są już w domu po południu, uśmiech od ucha do ucha, zaczepianie chłopaków, szukanie ich wzrokiem. Można powiedzieć, że wtedy Wiki staje się zupełnie bezproblemowy, Matki zadania ograniczają się do zapewnienia mu bezpieczeństwa i ewentualnie dostarczenia pożywienia :-))