26 września 2013

Co trzy głowy :-)

Nasz trzeci synek już taki duży.... Wszedł do naszego życia trochę niespodziewanie, z zaskoczenia ;-)
Od początku naszej znajomości z mężem chcieliśmy mieć trójkę dzieci, jednak nie wiedzieć czemu zatrzymaliśmy się na dwójce, choć patrząc z perspektywy zrobiliśmy tylko dłuuugą pauzę ;-) Trzecie dziecko pojawiło się gdy mieliśmy już w miarę "poukładane" życie z dwójką synów, jednak cały czas w głowie kołatała się myśl o trzecim dziecku. 
Pomimo codziennych trudów, padania na twarz wieczorami i totalnego braku czasu dla siebie teraz dopiero czuję, że moja rodzina jest kompletna. Wcześniej kogoś w niej brakowało. Naszego najukochańszego Wikusia po prostu :-)

Przedszkolna praca Kacperka wykonana na Święto Rodziny :-)

Nie zapomnę nigdy połówkowego USG, szarpnęliśmy się i zrobiliśmy 3D ;-) Pojechaliśmy całą naszą rodziną, towarzyszyła nam tego dnia również babcia chłopaków, mama męża. Na początku do gabinetu weszłam sama, ale pod koniec badania dołączyli wszyscy... chłopcy dowiedzieli się, że będą mieli brata, mąż, że będzie miał 3-go syna, a teściowa 4-go wnuka. Nam dorosłym łezka zakręciła się w oku... wzruszenie ogromnie...

Spędzam teraz najlepsze chwile z moimi dzieciakami... z moją trójeczką... niech trwają wiecznie.....
Trochę żałuję, że nie uwieczniam tych wszystkich chwil na zdjęciach. Jednak przeważnie nie mam wolnej ręki bądź czymś jestem zajęta. Gdy cała trójka jest cały dzień w domu, to tyle się dzieje... ;-). A gdy Starszaki w przedszkolu, to staram się jak najwięcej z popołudnia poświęcić im, a nie robić jakieś zdjęcia ;-) Kolejna przyczyna jest prozaiczna. Ostatnio nad tym dumałam, że mam za ciemno urządzone mieszkanie, a dodatkowo jak narazie szara ta jesień i wieczory coraz wcześniejsze. (Chciałabym rozjaśnić jakoś mieszkanie, ale na razie nie mam pomysłu :-o Może znajdzie się tu jakaś dobra dusza, która by mi coś doradziła?)

Obecnie najważniejsze jest dla mnie przeżywanie tych chwil, a nie uwiecznianie ich na zdjęciach. Lubię patrzeć gdy trzej bracia się przytulają, lubię gdy Wiki sobie raczkuje obok chłopaków i zagląda co oni robią, lubię patrzeć na ich trzy głowy w coś bardzo zaangażowane (w sensie w zabawę, bądź w przypadku Wika w gryzienie różnych rzeczy). Na początku patrzyłam ze zgrozą jak Oskarek albo Kacperek biorą Wiktorka pod pachy i przenoszą go w inne miejsce jak przysłowiowy "worek kartofli" jeżeli im w czymś przeszkadza ;-) I to już uwiecznić kiedyś muszę :-) Lubię patrzeć na całą trójkę siedzącą w wannie podczas kąpieli. Lubię gdy Wiki zaśmiewa się z wygłupów starszych braci. Lubię gdy starsi chłopcy pomagają mi w przyrządzaniu kaszki dla Wiktorka i kłócą się który ma to zrobić ;-) Lubię gdy Wiki się rozpromienia się na widok chłopaków gdy obieramy ich z przedszkola. Zauważyłam ostatnio pewną prawidłowość: gdy jestem sama z Wikim w domu to potrafi być czasem nawet bardzo marudząco - jęczący ;-) Diametralnie się to zmienia gdy chłopcy są już w domu po południu, uśmiech od ucha do ucha, zaczepianie chłopaków, szukanie ich wzrokiem. Można powiedzieć, że wtedy Wiki staje się zupełnie bezproblemowy, Matki zadania ograniczają się do zapewnienia mu bezpieczeństwa i ewentualnie dostarczenia pożywienia :-))


Chłonę i kolekcjonuję w pamięci te ulotne chwile... Staram się zawsze na chwilę zamknąć oczy aby zapamiętać dobrze te obrazy, wraz z ich zapachem, kolorem i uczuciami.

17 września 2013

Osiem miesięcy

Oto nasz 8 miesięczny Wikula, Wikuś, Wikuń, Wikolandia lub Wiki rzadziej Wiktorek, tylko czasem Wiktoreczek ;-) W całej swojej okazałości :-))


Raczkuje już z prędkością światła ;-) Ma taki "motorek" w nóżkach i rączkach, że momentami za nim nie nadążam. Dosłownie. Zostawiam go czasem w jednym miejscu (siedzi sobie, czymś się bawi) i gdy przez minutę, dwie nie mam go na oku, potrafi nagle znaleźć się w drugim końcu pokoju albo nawet w innym pomieszczeniu. Nieraz muszę go szukać po mieszkaniu ;-)  A jak tata wraca z pracy to dopiero urządza w jego kierunku "sprinty" :-) Aż z tego wszystkiego przypomniał mi się pewien filmik krótkometrażowy: Jack-Jack Attak ;-)


Taki to Iniemamocny z naszego Wikula ;P Nawet trochę do niego podobny :-)

Dodatkowo przebranie pieluchy i ubranie go właściwie odbywa się w ruchu ;-) Jest bardzo bardzo ruchliwy. Na kolanach wysiedzi tylko wtedy gdy jest już naprawdę zmęczony i śpiący, a normalnie to non stop się wierci ;-) Nie lubi też zbytnio "uwięzienia" w foteliku samochodowym.

Zdarzyło mu się kilka razy nieświadowie powiedzieć "mamamama". Czasem też pojawia się "gaaaagaaa" w jego słowniku. Poza tym komunikuje się z nami przeróżnymi piskami i okrzykami ;-) Gdy natomiast jest już zmęczony i chce mu się spać tak sobie fajnie "jojczy" ;-)  Aaaa, eeeee, oooo i to czasem bardzo bardzo głośno i długo. Dodatkowo gdy jest śpiący ciągnie się albo za ucho albo za swoje włosy na głowie, skromne bo skromne, ale coś tam da się uchwycić :p


Z samym spaniem w dzień bywa u niego bardzo różnie. Generalnie ma lekki sen i łatwo go obudzić byle hałasem. Gdy jest w trakcie zasypiania i ktoś go z tego snu wyrwie (najczęściej są to starsi bracia :-o) nie ma szans żeby zasnął ponownie. Czasem wystarczą mu w ciągu dnia dwie krótkie 15 minutowe drzemki na regenerację. Czasem zdarza się też oczywiście, że pośpi dłużej.
Przy żadnym dziecku nie zachowywaliśmy się specjalnie cicho gdy spało w dzień i teraz też tak nie jest. Ale to, że Wiki jest wrażliwy na dźwięki to zauważyłam już w szpitalu, zaraz po urodzeniu. Był moment gdy miał jakoś 2 albo 3 miesiące a starsi chłopcy bardzo hałasowali, a on bardzo twardo spał - jednak te czasy noworodka dawno się skończyły :-o Chociaż niedawno bardzo płakał nam w samochodzie i mąż włączył bardzo głośno muzykę i w ciągu 3 minut zasnął :-) W ogóle muzyka na niego bardzo dobrze działa, gdy usłyszy muzykę od razu przekręca główkę w kierunku dochodzącego dźwięku. Lubi gdy mu śpiewam. Nasz repertuar to "Jadą, jadą misie" i "Pieski małe dwa" :-))


Lubi mnie ciągnąć za włosy, wprost to uwielbia. Ja już mniej, to chyba oczywiste :-)) Babcia nauczyła go robić "kosi-kosi łapci" czyli innymi słowy klaskać ;-) Jednak w domu jakoś nie chce klaskać, za to próbuje robić tacie "papa" co rano :-)

W ósmym miesiącu wyszły Wiktorkowi kolejne 4 ząbki tym razem u góry. Razem ma już 6 ząbków.

Kocha ściągać sobie skarpetki ;-) Po mieszkaniu nie ma problemu może na bosaka sobie raczkować czy stać, gorzej to wygląda na podwórku. Jedynym rozwiązaniem są rajstopy, narazie na stanie mamy jedne jedyne, bo raczej nie jesteśmy fanami rajstop dla chłopców :-o No ale chyba nie ma rady na Wika, trzeba się zaopatrzyć w rajstopy.

Jednym słowem boso przez świat ;-)

Niestety Wiki ma tzw. szpotawe stopy. W październiku jesteśmy umówieni na masaże stópek w przychodni, a potem będziemy się już masowali sami w domu.


Wiki je już coraz więcej, nadal jednak nie przepada za "dziecięcymi" obiadkami gotowanymi przeze mnie czy kupionymi. Najbardziej smakują mu zupy, które my jemy na obiad. Jadł już krupnik, ogórkową, pomidorową i rosół. Mięsko też podjada w całości, pokrojone przeze mnie w mniejsze kawałki. Bardzo garnie się do jedzenia tego co my jemy. Zdarzyło mi się pozwolić mu na spróbowanie surowego ogórka chociaż według kalendarza żywienia niemowląt powinnam to zrobić dopiero w okolicy 11 miesiąca. Zastanawiam się jak to było kiedyś kiedy takich kalendarzy żywienia niemowląt nie było? Jeżeli dziecko się do czegoś garnie czemu nie dać mu tego spróbować? Kiedyś chyba właśnie tym się kierowano - tym, że dziecko wyrażało chęć do zjedzenia czegoś i pożerało to dosłownie oczami ;-) No i chyba bardziej intuicją niż to jest teraz. Obecnie mamy szereg zakazów, nakazów, z których uważam należy korzystać czy się nimi kierować, ale jednocześnie nie popadać w przesadę wyłączając własną intuicję i potrzeby dziecka.

Przy okazji ćwiczy chwyt pęsetowy :-)

9 września 2013

To był fajny weekend :-)

Sobotę rozpoczęliśmy od wizyty w Centrum Kopernika na wyraźnie życzenie chłopców. Chłopaki spragnione wiedzy po bardzo długich wakacjach ;-)


Potem trochę zażyliśmy spacerku na świeżym powietrzu i wygłupów na trawce :-) Póki jeszcze można.

Fikołek raz ;-)

Niedziela natomiast rozpoczęła się leniwie i tak też ciągnęła się do obiadu. Po obiedzie słońce za oknem wygoniło nas na długi spacer z atrakcjami przeróżnymi :-) Kacper na hulajnodze, Oskar na rowerku biegowym, a Wiki w wózku, tylko rodzice niezmotoryzowani byli ;-) Do miejsca docelowego dojechaliśmy metrem, ale zanim dotarliśmy do celu naszej ekspedycji zahaczyliśmy o kawiarnię gdzie rodzice naładowali akumulatorki kawą, zaś Starsze dzieci sokiem świeżo wyciśniętym z pomarańczy. Tak wzmocnieni dotarliśmy wreszcie na wielki plac zabaw i do parku linowego.


Po bardzo intensywnych wakacjach wypełnionych po brzegi różnymi aktywnościami, spotkaniami, wyjazdami, Matki organizm zdecydowanie spowolnił ;-) I przez pierwszy tydzień września chodziłam jak "zombie", nieważne ile bym spała i tak chodziłam niewyspana a wieczorami nie miałam siły dosłownie na nic, oczy kleiły mi się same. Dzieciaki z kolei po pierwszym tygodniu w przedszkolu załapały katar. Zauważyłam, że mają tak co roku, gdy tylko pojawią się pierwsze chłodne dni, jakby ich organizmy przygotowywały się do zimy. Odpukać w samą zimę nie chorują dużo.

Mam jednak nadzieję, że nadchodzący tydzień będzie już lepszy, szczególnie dla Matki. Już dziś zauważam, że mam więcej energii o czym świadczy chociażby godzina pojawienia się tego wpisu :-))
A chłopców będę obserwowała dlatego jutro robię im dzień wolny od przedszkola. Działamy prewencyjnie - syropek z mniszka lekarskiego i inhalacje z soli fizjologicznej.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails