Wyjazd był krótki, ale jakże potrzebny. Szczególnie matce pomógł oderwać się od codzienności i rutyny, ale też dzieciom dał zmianę otoczenia i mnóstwo nowych wrażeń, a ojcu pozwolił choć na chwilę zapomnieć o pracy i stresie z nią związanym.
Decyzja była dość spontaniczna, a najbardziej spontaniczne było to, że postanowiliśmy jechać pod namiot. Potrzebny był nam tak bliski kontakt z naturą. A dodatkowo na trzy noce weekendu 12-15 sierpnia zapowiadano deszcz meteorów na niebie. A że ja kocham niebo nocą….motywacja do wyjazdu była jeszcze większa.
Dzieci miały moc wra

żeń:
- pierwszy kontakt z morzem i piaskiem nadbałtyckim - Oskarek był zafascynowany piaskiem, raczkował sobie w nim, dotykał, przesypywał; Kacperek dosłownie szalał w piasku, biegał, przewracał się, biegał brzegiem morza - obydwoje doświadczali tego całym sobą
- Kacperek pierwszy raz jechał pociągiem - i był nim po prostu zafascynowany
- pierwsza noc w namiocie - Oskarek zasnął w wózku, a więc pozostało tylko przeniesienie go do namiotu, za to Kacperek miał tyle wrażeń: to muzyka z innego namiotu, to przejeżdżający niedaleko pociąg - że padł w końcu dopiero ok. 23.30 :-)
Było cudownie….. :-)