26 maja 2014

16 miesiąc...

.... przebiegał pod hasłem wspinaczki ;-) Wiki wspina się dosłownie wszędzie, chce sięgać jak najwyżej. Trzeba go mieć cały czas na oku, bo potrafi sobie wejść na stół kuchenny bez większych problemów. Jeżeli chce coś ściągnąć z kuchennego blatu podsuwa sobie swoje małe krzesełko, wchodzi na niego i już wszystko zagarnia swoimi małymi rączkami :-)

Tutaj drzwiczki od zmywarki posłużyły mu za krzesełko ;-)

Zrezygnowaliśmy z fotelika do karmienia gdyż Wiki na każdym kroku próbował się z niego ewakuować ;-) Zastąpiliśmy go zatem stolikiem dziecięcym z krzesełkami. Co prawda najczęściej zjada posiłki na moich kolanach jednak wie, że ten stolik to jego miejsce i szczególnie jakieś przekąski sobie tam zajada. Opracował sobie też technikę siadania na swoim krzesełku - najlepiej mu się siada gdy krzesełko stoi trochę krzywo, nie bezpośrednio frontem do stolika. Czuje się wtedy chyba najbardziej stabilnie :-)

Praktycznie zawsze odbieram Starszaków z przedszkola z Wiktorkiem i chłopak czuje się tam jak ryba  wodzie ;-) Przedszkole chłopaków jest dość duże i Wiki często ucieka mi w różne miejsca. Pewnego razu dziecko mi zniknęło. Lekko zestresowana chodzę i go szukam, wołam. Nagle zobaczyłam otwarte drzwi do jednej z grup, tchnięta przeczuciem wchodzę i co widzę? Wiktora siedzącego przy stoliku z jakąś dziewczynką, która podaje mu puzzle, on jej oddaje i na całego się integruje ;P Jednak zrobił to tak cichaczem, że nawet Pani przedszkolanka nie zauważyła, że przybyło jej jedno dziecko ;-) 

Jego repertuar słowny to Mama, Tata, i Daj :-) Jednak ostatnimi czasy najchętniej na wszystkich mówi Mama. Tata to czasem mama, dziadek mama, babcia mama itd. :-)) Zaś najdobitniej i najbardziej stanowczo wypowiada słowo Daj często nawet z wykrzyknikiem :-o

Bardzo ładnie zaczyna jeść łyżeczką. Generalnie lubi sobie pojeść, choć jest takim w sumie szczupłym dzieckiem. Nadal karmimy się piersią. Póki co w dzień pierś jest jedynym usypiaczem. A zdarza mu się już spać w dzień tylko raz, lecz potem szybko zasypia około 20.00, a więc jak dla mnie git ;-))


Jest zafascynowany wszelkimi psami, na pieski woła "Ti". Po wizycie u babci gdzie były dwa psy: jeden sporych rozmiarów labrador i mniejszy kundelek chce głaskać wszystkie pieski spotkane na spacerze. Zdarzy się też, że z naszego balkonu na 5-tym piętrze wypatrzy gdzieś w oddali jakiegoś psa i od razu pokazuje paluszkiem i woła "Ti" :-)) I lubi też bardzo ptaki i też woła na nie "Ti". Jakiś weterynarz albo przyrodnik nam rośnie, hehe ;-)

W szesnastym miesiącu wreszcie wybił się Wiktorkowi pierwszy ząbek trzonowy - dolna czwórka. Obecnie wychodzą mu dwa kły i dwa trzonowce u góry.

Coraz więcej rozumie, potrafi wykonać już jakieś proste polecenia np. poproszony o wyrzucenie czegoś do kosza robi to :-) Bo choć niewiele jeszcze wypowiada słów to komunikatywny jest bardzo już od dawna. Do komunikacji z nami ma do dyspozycji szereg gestów i specyficznych dźwięków :-)

W 16 miesiącu zrozumiał co to znaczy, że coś jest gorące i gdy na przykład paruje gorąca zupa wskazuje paluszkiem i mówi "Tsy" czy coś w tym stylu ;-) Dobitnie zrozumiał to dwa razy gdy w kontrolowany przeze mnie sposób sparzył się lekko o płytę elektryczną, a drugi raz gdy włożył (nie wiem kiedy) palec do ugotowanego jajka, a tam gorące żółtko :-o

Spacery to jego żywioł :-)

13 maja 2014

Instagramowa Majówka :-))

Na Majówkę postanowiliśmy wyjechać do dziadków, z którymi dzieci nie widziały się od świąt Bożego Narodzenia. Z racji tego, że zapowiadała się fajna pogoda nastawiłam się na fajny fotograficzny weekend z dziećmi. Zdjęć jakoś ostatnio robię mało i bardzo mi tego brakuje, dlatego tak cieszyłam się na te majówkowe zdjęcia. A tu klops! Mąż zapomniał wziąść aparatu gdy ostatni raz wracał do mieszkania aby sprawdzić czy wszystko zostawiliśmy powyłączane. Byłam okropnie na niego zła, ale cóż czasu nie da się cofnąć. Ale mam nauczkę, że aparat fotograficzny muszę brać sama. Zawsze! :-)

Dodatkowo weekend przedłużyłam sobie z dziećmi o tydzień dlatego tym bardziej mi żal, że tego aparatu nie miałam :-( No ale cóż koniec użalania, tymczasem pozwólcie, że przedstawię Wam naszą instagramową Majówkę.


Matce udało się wyrwać trochę czasu dla siebie :-) Z racji tego, że nie miałam przez półtora tygodnia laptopa miałam sporo czasu na wieczorne czytanie. Ten internet i laptop to jednak pożeracze czasu ;-) Podczas pobytu udało mi się przeczytać Marzycielkę z Ostendy (bez rewelacji) i zaczęłam Danutę Wałęsę (ilość powtórzeń w tej książce tych samych myśli jest zatrważająca ;-), ale generalnie książkę w miarę dobrze się czyta i ciekawie jest spojrzeć na tamte czasy z perspektywy tej kobiety. Książka przyjechała ze mną do Warszawy i myślę, że niebawem ją skończę :-)
Zdjęcie balerinek powstało w ostatniej chwili na "Balerinkową akcję" u Schocolli :-)




Lubię robić zdjęcia kwiatom, przyrodzie, dlatego sporo takich zdjęć się nazbierało :-) Mama a babcia chłopców posadziła w tym roku bzy, magnolie, azalie, konwalie. Zapach bzów i konwalii jest obłędny :-)



Pod koniec pobytu Kacperek miał niemiły wypadek. Spadł z drabinki i porządnie stłukł sobie łokieć. Oczywiście od razu pojechaliśmy na pogotowie, ale na szczęście nic sobie  nie złamał ani nie zwichnął, skończyło się na szynie gipsowej. Szynę ściągnęliśmy po 3 dniach, ale nadal rekonwalescencja trwa. Łokieć nadal bardzo go boli choć już samą dłonią coraz więcej robi, bawi się, zaczyna sobie pomagać chorą ręką w ubieraniu. Jesteśmy dobrej myśli :-)

Czy Wasi rodzice, a dziadkowie Waszych dzieci też tak bardzo przeżywają gdy ich wnukom coś się przydarzy? Bo u mnie nawet dochodzi do obwiniania mnie jako rodzica (choć sama mam sobie za złe, że na dwie minuty spuściłam go z oczu). Chyba że dziadkowie już zapomnieli jak to było z ich własnymi dziećmi, bo ja dziękuję Bogu, że nic więcej się nie stało i w zasadzie cieszę się, że tylko tyle. Przywykłam już do tego, że wypadki chodzą po dzieciach ;-)

I jeszcze jedną taką refleksję mam: mianowicie zaprzeczanie przez dorosłych  temu co mówi dziecko. Gdy mówi, że go boli ręka przy zakładaniu szyny i płacze, to lekarz mówi, że przecież nic go nie boli. To samo babcia Kacperka gdy chciała mu posmarować łokieć maścią, a on mówi, że go boli zaprzecza temu, że przecież aż tak go nie może boleć. A jednak dziecko boli i ja w takich przypadkach to szanuję, a poza tym znam swoje dziecko. Przecież każdy może mieć inną wrażliwość na ból - dla mnie to oczywiste. Ale może dlatego, że mój syn ma nadwrażliwość dotykową i ja żyję z tą jego wrażliwością już prawie 6 lat i rozumiem to bardzo dobrze.
A tak na marginesie to gadałam wczoraj ze znajomą, która miała podobny uraz łokcia i mówiła mi, że ból jest niesamowity. Kropka.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails