Bardzo lubię to moje miejsce w sieci, trochę niedopracowane, czasami przeze mnie zaniedbywane. Jest takim moim azylem, chwilą oddechu od codzienności, od dzieci (to taki paradoks, bo przecież blog jest przede wszystkim o moich dzieciach ;-), wirtualnym kontaktem z Wami czytelnikami :-) Niestety pisanie/prowadzenie bloga przy trójce małych dzieci nie jest prostym zadaniem. W mojej głowie pojawia się wiele pomysłów na posty w ciągu dnia, pojawiają się też różne przemyślenia, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Jednak najczęściej nie udaje mi się ich przelać na "klawiaturę" od razu, a potem gdzieś ulatują z mojej pamięci. Obecnie do pisania zasiadam wieczorami, ale wtedy często ze zmęczenia brak mi weny i słowa nie układają się tak jak powinny ;-) No ale pomimo tego jakoś te słowa klecę raz lepiej raz gorzej i póki co nie wyobrażam sobie tego mojego miejsca nie mieć. Dobrze jest tak jak jest, choć szata graficzna mojego bloga jest dla mnie samej niezadawalająca a wpisy nie tak częste jak bym chciała ;-o
Do Was moi czytacze też uwielbiam wpadać, podczytywać i zostawiać komentarze. To również istotna część mojego blogowania :-)
Niedawno bardzo rozbawił mnie taki oto obrazek:
Mnie takie dopytywanie innych ludzi, znajomych jakoś specjalnie nie denerwuje. Zwyczajnie się z tego śmieję i nie traktuję takich uwag zbyt poważnie. To może dlatego, że nie spotkało mnie nigdy nic wyjątkowo przykrego. Raz usłyszałam od obcej Pani gdy zobaczyła mnie z trójką chłopców - "Współczuję". Choć wiem, że mówiła to poważnie, ja się uśmiechnęłam do niej, do siebie i zupełnie te słowa mnie nie ruszyły. W sumie taka prawda ;-) Sama sobie czasem współczuję ;P Zdarza mi się też, że ktoś dopytuje się czy Wiki to chłopiec czy dziewczynka - i ten zawód w oczach gdy mówię, że chłopak - bezcenny ;-P
Ostatnio zaczepiła nas starsza Pani gdy wracałam z całą trójką z przedszkola - starsi gdzieś tam obok mnie biegali, a mały Wiki sobie spacerował. Pani zatrzymuje się przy Wiktorku, przygląda się i pyta "Czy to Pani?", odpowiadam, że "Tak" i dodaję, że "Ta o tam biegająca dwójka to też moje". Na co Pani obdarzając nas wszystkich szerokim i szczerym uśmiechem dodała "Wie Pani, że dzieci szybko rosną? Za szybko?", odpowiedziałam, że "Wiem". Po czym chcąc już skończyć rozmowę (bo się trochę śpieszyłam) stwierdziłam "Tylko my się starzejemy". A starsza Pani pomyślała, pomyślała i powiedziała "Nie. Duch jest zawsze młody". Cóż za cenna lekcja dla mnie :-)
Jestem pewna, że gdy ja mam pozytywne nastawienie do świata to i świat jest mi przychylny :-)
Może jedynie denerwowałoby mnie dopytywanie się "Kiedy dziecko?" gdy zdecydowalibyśmy z mężem, że dzieci mieć nie będziemy.